Minęło już kilka miesięcy od wydania książki, jednak sprawa nie posunęła się ani trochę nie posunęła się do przodu. Ja wciąż próbowałem, ale z równie marnym skutkiem. Przez jakiś czas w ogóle się tym nie zajmowałem starając się wrócić do normalnego życia, nie wytrzymałem zbyt długo.
Za to pierwszego września na fanpejdżu, czy jak to się zwało pojawił się post, który choć prawdopodobnie miał być wskazówką, jednak mnie tylko bardziej zdezorientował, a brzmiał on:
Szczerze mówiąc jestem już znudzona czekaniem. Mam, więc dla was wskazówkę na osłodzenie nowego roku szkolnego. A wskazówka brzmi: lubi się powtarzać, to zadziała i tym razem.
Zrozumiałem z tego mniej więcej tyle, że historia ma mi pomóc w rozwiązaniu zagadki.
Tak mniej więcej wyglądałoby sprawozdanie z ostatnich pięciu miesięcy. Ten dzień nie zapowiadał się jakoś specjalnie ciekawie, więc nie spodziewałem się, że tyle odmieni.
Po raz kolejny kartkowałem książkę, choć już sam nie wierzyłem, że coś w niej w ogóle jest. Zeszyty otwarte na zadaniach domowych leżały na biurku, jednak czułem, że po prostu muszę do niej zajrzeć. W pewnym momencie zatrzymałem się na stronie z zaznaczonym na zielono słowem z błędem.
To były jeszcze te stare zaznaczenia błędów, kiedy wierzyłem, że to mnie dokądś doprowadzi. Była to strona dwunasta. Kolejne błędy były na stronach: siedemnastej, dwudziestej czwartej i dziewięćdziesiątej ósmej. Dziwne było to, że wszystkie były tak blisko początku. Spisałem je sobie na kartce i próbowałem znaleźć w tym jakiś sens. Bo w końcu co mogły znaczyć te liczby? Za mało cyfr na numer telefonu, czy też na współrzędne geograficzne. Mogła to być wiadomość zaszyfrowana, jednak skąd miałem wiedzieć co to za szyfr? To mógł być też jakiś numer seryjny, ale jeśli tak to czego? 12172498... Przecież te cyfry nic nie znaczą... Chyba, że... To mogła być też data! Ale jeśli tak to czego? Logicznie myśląc miesiącem mogła być tylko liczba dwanaście. Dniem mógł być zarówno siedemnasty jak i dwudziesty czwarty, jednak siedemnasty bardziej pasował mi jako rok, a poza tym dwudziestego czwartego jest Wigilia Bożego Narodzenia. Łącząc fakty to dawało mi datę 1798.12.24. Ale co się wtedy wydarzyło?
Włączyłem komputer i w wyszukiwarkę wpisałem tę datę i zacząłem czytać, co się wtedy wydarzyło. Nie wydarzyło się nic specjalnego za to urodziły się dwie znane osoby - Adam Idźkowski, architekt i Adam Mickiewicz, chyba każdy wie kto. Stawiałem, że chodzi raczej o tego drugiego, tylko co on miał wspólnego z Miyuki? Oczywiście o ile to dobry trop, a nie po prostu moje urojenia. Tylko co do jasnej cholery łączy Miyuki Namidę z Adamem Mickiewiczem? No, może to, że oboje zarabiali na życie pisząc i byli znani. Bardzo. Jednak nic ponadto jak sądzę.
Tak, więc kiedy już myślałem, że moje myśli idą w dobrym kierunku ślad nagle się urywał. Może na dzisiaj po prostu wystarczy sensacyjnych odkryć? Położyłem się, więc do łóżka pozostawiając stosy zadań nietknięte. Trudno, kolejna jedynka za bardzo mi średniej nie zaniży.
Leżąc w łóżku przeglądałem różne biografie naszego wieszcza narodowego próbując doszukać się jakichkolwiek podobieństw do Miyuki. Nie zauważyłem żadnych. Dowiedziałem się za to wielu ciekawych rzeczy, które choć nie pomogą mi na polskim, to jednak sprawiły, że nie patrzyłem już na Mickiewicza jak na niezbyt urodziwego człowieka, którego wszyscy czczą za - łagodnie mówiąc - przeciętną poezję. Zacząłem zauważać w nim człowieka, bo nie wiedziałem na przykład, że był on alkoholikiem i wiele z jego wierszy powstało właśnie, gdy był pod wpływem trunku. Ciekawe, aczkolwiek w ogóle nie pomagało mi w sprawie Miyuki!
Zmęczony poszukiwaniami odłożyłem telefon, przewróciłem się na drugi bok i momentalnie zasnąłem.
------------------------
Po pięciu miesiącach powracam do tego opowiadania! Zrobiłam to głównie dlatego, że pod ostatnim rozdziałem zobaczyłam kilka pozytywnych komentarzy, co prawda z sierpnia, jednak świadczą one o tym, że jednak jeszcze ktoś tu wchodzi. Wiem, że ani długość, ani treść rozdziału nie powalają, ale staram się! Mam już nawet cały ciąg zagadek wymyślony, więc jeśli jeszcze ktoś tu wchodzi i chciałby się zmierzyć z głównym bohaterem to ja zapraszam! Macie Adama Mickiewicza, ale co dalej...? Podpowiedzią ode mnie będzie to, że kolejnym ogniwem jest osoba w pewien sposób kojarzona z Mickiewiczem. Powodzenia i do następnego~! (Miejmy nadzieję dłuższego)
czwartek, 5 listopada 2015
sobota, 16 maja 2015
Rozdział III - Nic nowego
- Cholera. Cholera. Cholera! - rzuciłem książką o podłogę. Byłem wkurzony na cały świat, a przede wszystkim na pannę Miyuki Namidę, która chyba próbowała mnie wprowadzić do grobu. Westchnąłem ciężko starając się uspokoić. Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju. Skierowałem się do salonu, słysząc poirytowane warknięcia mamy dochodzące z jej pracowni. Pewnie znowu zacięło internet. Otworzyłem drewniane drzwi z szybką i wszedłem do pomieszczenia o ścianach koloru brązowego. Na przeciwko drzwi znajdowało się okno z białą firanką w kwieciste wzory, po prawej stronie stała czarna, skórzana kanapa, a przy niej niski drewniany stoliczek. Na przeciwległej ścianie wisiał telewizor plazmowy, a na podłodze leżał beżowy dywan w nieokreślone kształty geometryczne. Usiadłem na podłodze przed telewizorem, wziąłem pilot i włączyłem telewizor.
„Nowe odkrycie w sprawie „Łzy“!“ głosiły białe litery na czerwonym przesuwającym się pasku.
- Odkryliśmy, że wszystkie błędy i literówki w książce układają się w wyraz „Pomyłka“ - mówił starszy mężczyzna w okularach, a podpis pod nim mówił, że jest bibliotekarzem w jakiejś malutkiej wsi, której nazwy nigdy nie słyszałem.
Czyli jestem na bieżąco pomyślałem z uśmiechem.
- Czy nowe znalezisko zwiastuje jakieś dalsze odkrycia w tej sprawie? - zdał pytanie dziennikarz.
- Nigdy nic nie wiadomo. Ja podejrzewam jednak, że ta autorka... Jak jej tam było...?
- Miyuki Namida.
- Właśnie. Podejrzewam, że Mikuji zbyt dobrze ukryła wskazówki, żebyśmy byli w stanie je odnaleźć - odpowiedział bibliotekarz.
Zirytowany brakiem nadziei tego człowieka wyłączyłem telewizor.
Usłyszałem szczęk zamka i wiedziałem, że to ojciec wrócił. Wyszedłem z salonu i zobaczyłem ojca w garniturze i ze skórzaną torbą.
- Hej, tato - przywitałem się.
- Cześć synek, co u ciebie?
- Nic... A u ciebie?
- Jak zwykle mnóstwo spotkań - uśmiechnął się smutno, po czym rozeszliśmy się w swoje strony. Tak mniej więcej wyglądała moja każda rozmowa z ojcem, jak gdybyśmy byli zupełnie obcymi osobami.
Wróciłem do swojego pokoju ze smutkiem uświadamiając sobie, że mam masę niepoprawionych ocen i nie zrobionych zadań domowych. Może mama miała rację mówiąc, że powinienem przystopować trochę z tym szukaniem śladów...
Sięgnęła po pilota leżącego na stole i zaczęła skakać po kanałach. Wiadomości, tysiąc-któryśtam odcinek „Mody na Sukces“, inna telenowela, film, który widziała już z pięć razy z braku innych rzeczy w telewizji. Zrezygnowana wyłączyła telewizor.
- Wygląda na to, że nie pozostało mi nic poza siedzeniem i czekaniem... - westchnęła.
Otworzyłem oczy i zwlokłem się z łóżka. Poszedłem do kuchni, gdzie z lodówki wyjąłem mleko, a z szafki płatki. Zjadłem płatki popijając mlekiem prosto z kartonu. Z ciężkim westchnieniem wstałem z krzesła i sprzątnąłem po moim śniadaniu. Wróciłem do pokoju i ubrałem mundurek szkolny składający się z niewygodnych eleganckich spodni, białej koszuli z kołnierzykiem, krawatu i marynarki z emblematem szkoły. Może i w normalnych szkołach nie było to już praktykowane, ale rodzice oczywiście musieli mnie wysłać do „szkoły z tradycją“. Wziąłem plecak i wyszedłem z domu. Wsiadłem na mój rower i zacząłem jechać w stronę szkoły, nie spieszyłem się za bardzo, bo wiedziałem, że i tak jestem spóźniony. Do starego gmachu szkoły dotarłem osiem minut po magicznej godzinie ósmej. Podpiąłem rower do stojaka pod drzwiami i wszedłem do środka. Kilku również spóźnionych uczniów wybiegało z szatni. Ja od razu skierowałem się w stronę klas. O ile dobrze pamiętałem na pierwszej lekcji miała być matma. Wspiąłem się po schodach na pierwsze piętro, gdzie mieściła się moja sala z matmy. Lekko zapukałem do drzwi i wszedłem do środka. Spojrzenia wszystkich zwróciły się na mnie.
- Dzień dobry i przepraszam za spóźnienie - powiedziałem bez większej skruchy.
- Siadaj - warknęła nauczycielka, a ja wykonałem jej polecenie.
Nazywała się Irena Ałuda i była kobietą po czterdziestce o włosach koloru mysiego sięgających do ramion i groźnym spojrzeniu. Do stereotypowej matematyczki brakowało jej tylko okularów.
- Jeśli szanowny pan Spóźniony jest łaskaw, to proszę otworzyć zadanie domowe, bo właśnie je sprawdzamy.
Miałem szczęście, że reszta lekcji minęła dość spokojnie...
----------------------
Jest i kolejny rozdział. Próbowałam w nim wprowadzić więcej opisów, ale dalej nie jestem w pełni zadowolona, choć myślę, że jest lepiej. Nic się nie dzieje, ale uznałam, że przystopowanie akcji się przyda. Nawet jeśli ten rozdział jest beznadziejny.
„Nowe odkrycie w sprawie „Łzy“!“ głosiły białe litery na czerwonym przesuwającym się pasku.
- Odkryliśmy, że wszystkie błędy i literówki w książce układają się w wyraz „Pomyłka“ - mówił starszy mężczyzna w okularach, a podpis pod nim mówił, że jest bibliotekarzem w jakiejś malutkiej wsi, której nazwy nigdy nie słyszałem.
Czyli jestem na bieżąco pomyślałem z uśmiechem.
- Czy nowe znalezisko zwiastuje jakieś dalsze odkrycia w tej sprawie? - zdał pytanie dziennikarz.
- Nigdy nic nie wiadomo. Ja podejrzewam jednak, że ta autorka... Jak jej tam było...?
- Miyuki Namida.
- Właśnie. Podejrzewam, że Mikuji zbyt dobrze ukryła wskazówki, żebyśmy byli w stanie je odnaleźć - odpowiedział bibliotekarz.
Zirytowany brakiem nadziei tego człowieka wyłączyłem telewizor.
Usłyszałem szczęk zamka i wiedziałem, że to ojciec wrócił. Wyszedłem z salonu i zobaczyłem ojca w garniturze i ze skórzaną torbą.
- Hej, tato - przywitałem się.
- Cześć synek, co u ciebie?
- Nic... A u ciebie?
- Jak zwykle mnóstwo spotkań - uśmiechnął się smutno, po czym rozeszliśmy się w swoje strony. Tak mniej więcej wyglądała moja każda rozmowa z ojcem, jak gdybyśmy byli zupełnie obcymi osobami.
Wróciłem do swojego pokoju ze smutkiem uświadamiając sobie, że mam masę niepoprawionych ocen i nie zrobionych zadań domowych. Może mama miała rację mówiąc, że powinienem przystopować trochę z tym szukaniem śladów...
✍✏✍
- Czyli te wskazówki dla ściemy się przydały - zaśmiała się dziewczyna siedząc na kanapie i oglądając wiadomości telewizyjne. - Ech, naprawdę myślałam, że zajmie im to nieco krócej. Nawet martwiłam się, że ktoś od razu znajdzie rozwiązanie, a oni wciąż nie posunęli się naprzód...Sięgnęła po pilota leżącego na stole i zaczęła skakać po kanałach. Wiadomości, tysiąc-któryśtam odcinek „Mody na Sukces“, inna telenowela, film, który widziała już z pięć razy z braku innych rzeczy w telewizji. Zrezygnowana wyłączyła telewizor.
- Wygląda na to, że nie pozostało mi nic poza siedzeniem i czekaniem... - westchnęła.
✍✏✍
DZZZYŃ... DZZZYŃ... Nieustający i natarczywy dźwięk budzika wyrwał mnie ze snu. Nie otwierając oczu wyłączyłem go. Byłem okropnie zmęczony po wczorajszym kuciu do późna. Szkoła to jednak cholernie męczący obowiązek.Otworzyłem oczy i zwlokłem się z łóżka. Poszedłem do kuchni, gdzie z lodówki wyjąłem mleko, a z szafki płatki. Zjadłem płatki popijając mlekiem prosto z kartonu. Z ciężkim westchnieniem wstałem z krzesła i sprzątnąłem po moim śniadaniu. Wróciłem do pokoju i ubrałem mundurek szkolny składający się z niewygodnych eleganckich spodni, białej koszuli z kołnierzykiem, krawatu i marynarki z emblematem szkoły. Może i w normalnych szkołach nie było to już praktykowane, ale rodzice oczywiście musieli mnie wysłać do „szkoły z tradycją“. Wziąłem plecak i wyszedłem z domu. Wsiadłem na mój rower i zacząłem jechać w stronę szkoły, nie spieszyłem się za bardzo, bo wiedziałem, że i tak jestem spóźniony. Do starego gmachu szkoły dotarłem osiem minut po magicznej godzinie ósmej. Podpiąłem rower do stojaka pod drzwiami i wszedłem do środka. Kilku również spóźnionych uczniów wybiegało z szatni. Ja od razu skierowałem się w stronę klas. O ile dobrze pamiętałem na pierwszej lekcji miała być matma. Wspiąłem się po schodach na pierwsze piętro, gdzie mieściła się moja sala z matmy. Lekko zapukałem do drzwi i wszedłem do środka. Spojrzenia wszystkich zwróciły się na mnie.
- Dzień dobry i przepraszam za spóźnienie - powiedziałem bez większej skruchy.
- Siadaj - warknęła nauczycielka, a ja wykonałem jej polecenie.
Nazywała się Irena Ałuda i była kobietą po czterdziestce o włosach koloru mysiego sięgających do ramion i groźnym spojrzeniu. Do stereotypowej matematyczki brakowało jej tylko okularów.
- Jeśli szanowny pan Spóźniony jest łaskaw, to proszę otworzyć zadanie domowe, bo właśnie je sprawdzamy.
Miałem szczęście, że reszta lekcji minęła dość spokojnie...
----------------------
Jest i kolejny rozdział. Próbowałam w nim wprowadzić więcej opisów, ale dalej nie jestem w pełni zadowolona, choć myślę, że jest lepiej. Nic się nie dzieje, ale uznałam, że przystopowanie akcji się przyda. Nawet jeśli ten rozdział jest beznadziejny.
piątek, 3 kwietnia 2015
Rozdział II - Pomyłka
Minął miesiąc od wydania "Łzy". Na samym początku świat oszalał na punkcie wskazówek. Szukali ich wszyscy, ale nikomu nie udało się znaleźć. Teraz, po miesiącu ich zapał odrobinę zmalał. Ale tylko odrobinę, ja sam czytałem "Łzę" pięć razy, ale nie udało mi się niczego dostrzec. Od zawsze uważałem Miyuki za geniusza, ale nie spodziewałem się, że jest w stanie wymyślić coś tak trudnego, że nawet najlepsi detektywi godni miana Sherlocka Holmesa nie są w stanie rozwiązać jej zagadki.
Ten dzień nie zapowiadał się specjalnie. Ot wstać, pójść do szkoły, przetrwać lekcje, wrócić do domu i jeszcze raz spróbować poszukać wskazówki. Dzień toczył się według właśnie tego planu aż do momentu, gdy otwierając książkę wpadłem na pewien pomysł. Postanowiłem zacząć szukać wszelkiego rodzaju błędów i literówek w książce. Pierwszy jaki znalazłem już w prologu i było to nierozpoczęcie zdania od wielkiej litery, którą miało być "P". Zapisałem sobie to na kartce. Na czytaniu upłynęło mi całe popołudnie i przerwał mi dopiero przyjazd mamy. Spojrzałem na zegar, wskazywał dziewiętnastą.
- Cześć Artie! - krzyknęła mama wchodząc do domu.
- Cześć mamo! - odkrzyknąłem.
Usłyszałem odgłosy świadczące o tym, że matka niesie siatki z zakupami, więc wstałem z łóżka i ruszyłem się by jej pomóc. Zobaczyłem mamę niosącą dwie siatki.
- Reszta w samochodzie - powiedziała wymijając mnie.
Moja mama była kobietą niskiego wzrostu o krótkich włosach kasztanowego koloru. Właściwie nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem ją w stroju innym niż obcisła spódnica za kolano, biała koszula, a na niej żakiet.
Wyszedłem z domu i skierowałem się do auta mamy stojącego na podjeździe. W otwartym bagażniku leżały cztery siatki pełne zakupów. Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się wziąć je wszystkie. Wróciłem do domu, zaniosłem do kuchni i już miałem z powrotem wrócić do swojego pokoju w poszukiwaniu kolejnych błędów, ale mama mnie zatrzymała:
- Artie, tylko proszę nie mów mi, że znów będziesz czytać tą książkę... - westchnęła. - Ja rozumiem, że jak każdy chciałbyś poznać tożsamość tej pisarki, ale to nie znaczy, że musisz na to marnować całe swoje życie... Jest też milion innych rozrywek... Mógłbyś gdzieś czasem wychodzić ze znajomymi, a nie tylko tkwić w domu...
- Czy masz na myśli to, że zabraniasz mi czytać "Łzę"?!
- Nie, skąd! Tylko mówię, że lepiej dla ciebie będzie jeśli czasem gdzieś wyjdziesz.
- Dobrze, mamo... - westchnąłem i wróciłem do swojego pokoju.
Nawet się nie spostrzegłem, kiedy zapadła noc. Równo o północy spojrzałem na zegarek i przeraziłem się widząc, że jest tak późno. Miałem za to kartkę ze wszystkimi błędami... Litery układały się w wyraz "POMYŁKA". Czyli jak widać Miyuki była jeszcze lepiej przygotowana niż sądziłem....
--------------
Rozdział o niczym, ale ciiii. Nijaki, ale nie mogłam od razu zdradzać co jest prawdziwą wskazówką, prawda? Do następnego~! Może będzie już pierwsza prawdziwa wskazówka ^^
Ten dzień nie zapowiadał się specjalnie. Ot wstać, pójść do szkoły, przetrwać lekcje, wrócić do domu i jeszcze raz spróbować poszukać wskazówki. Dzień toczył się według właśnie tego planu aż do momentu, gdy otwierając książkę wpadłem na pewien pomysł. Postanowiłem zacząć szukać wszelkiego rodzaju błędów i literówek w książce. Pierwszy jaki znalazłem już w prologu i było to nierozpoczęcie zdania od wielkiej litery, którą miało być "P". Zapisałem sobie to na kartce. Na czytaniu upłynęło mi całe popołudnie i przerwał mi dopiero przyjazd mamy. Spojrzałem na zegar, wskazywał dziewiętnastą.
- Cześć Artie! - krzyknęła mama wchodząc do domu.
- Cześć mamo! - odkrzyknąłem.
Usłyszałem odgłosy świadczące o tym, że matka niesie siatki z zakupami, więc wstałem z łóżka i ruszyłem się by jej pomóc. Zobaczyłem mamę niosącą dwie siatki.
- Reszta w samochodzie - powiedziała wymijając mnie.
Moja mama była kobietą niskiego wzrostu o krótkich włosach kasztanowego koloru. Właściwie nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem ją w stroju innym niż obcisła spódnica za kolano, biała koszula, a na niej żakiet.
Wyszedłem z domu i skierowałem się do auta mamy stojącego na podjeździe. W otwartym bagażniku leżały cztery siatki pełne zakupów. Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się wziąć je wszystkie. Wróciłem do domu, zaniosłem do kuchni i już miałem z powrotem wrócić do swojego pokoju w poszukiwaniu kolejnych błędów, ale mama mnie zatrzymała:
- Artie, tylko proszę nie mów mi, że znów będziesz czytać tą książkę... - westchnęła. - Ja rozumiem, że jak każdy chciałbyś poznać tożsamość tej pisarki, ale to nie znaczy, że musisz na to marnować całe swoje życie... Jest też milion innych rozrywek... Mógłbyś gdzieś czasem wychodzić ze znajomymi, a nie tylko tkwić w domu...
- Czy masz na myśli to, że zabraniasz mi czytać "Łzę"?!
- Nie, skąd! Tylko mówię, że lepiej dla ciebie będzie jeśli czasem gdzieś wyjdziesz.
- Dobrze, mamo... - westchnąłem i wróciłem do swojego pokoju.
Nawet się nie spostrzegłem, kiedy zapadła noc. Równo o północy spojrzałem na zegarek i przeraziłem się widząc, że jest tak późno. Miałem za to kartkę ze wszystkimi błędami... Litery układały się w wyraz "POMYŁKA". Czyli jak widać Miyuki była jeszcze lepiej przygotowana niż sądziłem....
--------------
Rozdział o niczym, ale ciiii. Nijaki, ale nie mogłam od razu zdradzać co jest prawdziwą wskazówką, prawda? Do następnego~! Może będzie już pierwsza prawdziwa wskazówka ^^
wtorek, 17 marca 2015
Rozdział I - Gra
Od samego rana z mojej twarzy nawet na sekundę nie schodził uśmiech. Nawet, kiedy nauczycielka matematyki oddała mi kartkówkę z wielką czerwoną 1. Mówi się trudno, a dzisiejszy dzień był dla mnie szczególnie szczęśliwy. Dzisiaj wychodziła nowa książka Miyuki Namidy!
Miyuki była autorką najpopularniejszej ostatnimi czasy serii książek. Chyba nie istniała na świecie osoba, która o niej nie słyszała. Książki były co prawda "młodzieżowe", ale to wcale nie powstrzymywało dorosłych przed zaczytywaniem się w nich. Jedyny problem w niej był taki, że nikt naprawdę nie wiedział kim jest. Ukrywała się gdzieś, a nowe rozdziały swoich książek wysyłała do wydawnictwa mailem. Niby można było wyśledzić IP czy coś, ale jak widać ona była niezła w te klocki, bo chociaż próbowali nikomu nie udało się dojść do tego kim jest, jak się naprawdę nazywa i gdzie mieszka. Jedyną potwierdzoną informacją o niej było to, że mieszka gdzieś w Polsce.
Ostatni tak długo przeze mnie wyczekiwany dzwonek zakończył lekcje. Chwyciłem plecak i na łeb na szyję popędziłem do szatni. Tam narzuciłem na siebie kurtkę, zmieniłem buty i wybiegłem ze szkoły. Popędziłem do "rowerowni" czyli niewielkiego garażu za szkołą przydzielonego uczniom, by mogli tam zostawiać swoje rowery. Wyjąłem z kieszeni klucz i odpiąłem mojego brudnego, niegdyś wściekle czerwonego górala. Wsiadłem na niego i z pełną szybkością popędziłem w stronę najbliższej księgarni.
Po piętnastu minutach byłem już pod centrum handlowym. Wszedłem do środka i od razu rzuciły mi się w oczy plakaty wywieszone na witrynie: "Łza"! Miyuki Namida wydała nową książkę!" Mój uśmiech jeszcze się poszerzył. Wszedłem do księgarni i od razu podszedłem do nowości. Wśród różnego rodzaju nowości od razu wypatrzyłem tak charakterystyczną dla Miyuki przedstawiającą twarz lalki. Tym razem po jej porcelanowym policzku spływała łza. Bez wahania sięgnąłem po książkę i skierowałem się do kasy.
- Trzydzieści dwa dziewięćdziesiąt dziewięć - oznajmiła beznamiętnie kasjerka.
Zapłaciłem należność i wybiegłem z księgarni. Wsiadłem na rower i wiedząc, że książka bezpiecznie leży w plecaku dojechałem do domu w 10 minut.
Mój dom był parterowy w kolorze nijakim. Nie był zbyt duży. Otaczał go ogród z kilkumiesięczną trawą, a nigdy nie przycinane drzewa tylko dopełniały wrażenia dzikości i zapuszczenia. Do drzwi wejściowych kiedyś prowadziła ścieżka, ale już dawno zarosła trawą.
Ruszyłem do drzwi i oparłem rower o dom. Otworzyłem drzwi i wszedłem do przedpokoju niczym nie różniącego się od przedpokoi w innych domach. Zdjąłem buty, a kurtkę odwiesiłem do szafy.
- Cześć! - krzyknąłem w głąb domu, chociaż wiedziałem, że nikt mi nie odpowie.
Oboje pewnie jeszcze nie wrócili z pracy. Nie myliłem się. Dom był cichy i pusty. Jak zwykle.
Skierowałem się do mojego pokoju znajdującego się na samym końcu długiego korytarza. Otworzyłem drzwi i znalazłem się w innym świecie.
Pokój był nie za wielki, ale też nie za mały. Taki w sam raz. Ściany były pomalowane na biało. Wszędzie gdzie tylko się dało wisiały plakaty The GazettE. Po prawej stronie drzwi stało łóżko, a obok niego ogromny, nowocześnie wyglądający regał zapełniony książkami. Na przeciw drzwi stało biurko, a nad nim było okno. Pomiędzy biurkiem, a regałem stała szafa. Cała podłoga była zawalona ubraniami, butelkami po wodzie i książkami.
Nie zważając na nic wyjąłem z torby "Łzę" i rzuciłem się na łóżko.
ZAJRZYJ DO POSŁOWIA! głosił napis na samym początku książki. Przerzuciłem strony i zacząłem czytać posłowie.
Chciałabym zagrać z moimi czytelnikami w grę. W każdym rozdziale ukryta jest wskazówka. Jeśli komuś uda się odkryć je wszystkie znajdzie informację potrzebną do odnalezienia mnie. Powodzenia!
Te cztery zdania odmieniły wszystko.
Miyuki była autorką najpopularniejszej ostatnimi czasy serii książek. Chyba nie istniała na świecie osoba, która o niej nie słyszała. Książki były co prawda "młodzieżowe", ale to wcale nie powstrzymywało dorosłych przed zaczytywaniem się w nich. Jedyny problem w niej był taki, że nikt naprawdę nie wiedział kim jest. Ukrywała się gdzieś, a nowe rozdziały swoich książek wysyłała do wydawnictwa mailem. Niby można było wyśledzić IP czy coś, ale jak widać ona była niezła w te klocki, bo chociaż próbowali nikomu nie udało się dojść do tego kim jest, jak się naprawdę nazywa i gdzie mieszka. Jedyną potwierdzoną informacją o niej było to, że mieszka gdzieś w Polsce.
Ostatni tak długo przeze mnie wyczekiwany dzwonek zakończył lekcje. Chwyciłem plecak i na łeb na szyję popędziłem do szatni. Tam narzuciłem na siebie kurtkę, zmieniłem buty i wybiegłem ze szkoły. Popędziłem do "rowerowni" czyli niewielkiego garażu za szkołą przydzielonego uczniom, by mogli tam zostawiać swoje rowery. Wyjąłem z kieszeni klucz i odpiąłem mojego brudnego, niegdyś wściekle czerwonego górala. Wsiadłem na niego i z pełną szybkością popędziłem w stronę najbliższej księgarni.
Po piętnastu minutach byłem już pod centrum handlowym. Wszedłem do środka i od razu rzuciły mi się w oczy plakaty wywieszone na witrynie: "Łza"! Miyuki Namida wydała nową książkę!" Mój uśmiech jeszcze się poszerzył. Wszedłem do księgarni i od razu podszedłem do nowości. Wśród różnego rodzaju nowości od razu wypatrzyłem tak charakterystyczną dla Miyuki przedstawiającą twarz lalki. Tym razem po jej porcelanowym policzku spływała łza. Bez wahania sięgnąłem po książkę i skierowałem się do kasy.
- Trzydzieści dwa dziewięćdziesiąt dziewięć - oznajmiła beznamiętnie kasjerka.
Zapłaciłem należność i wybiegłem z księgarni. Wsiadłem na rower i wiedząc, że książka bezpiecznie leży w plecaku dojechałem do domu w 10 minut.
Mój dom był parterowy w kolorze nijakim. Nie był zbyt duży. Otaczał go ogród z kilkumiesięczną trawą, a nigdy nie przycinane drzewa tylko dopełniały wrażenia dzikości i zapuszczenia. Do drzwi wejściowych kiedyś prowadziła ścieżka, ale już dawno zarosła trawą.
Ruszyłem do drzwi i oparłem rower o dom. Otworzyłem drzwi i wszedłem do przedpokoju niczym nie różniącego się od przedpokoi w innych domach. Zdjąłem buty, a kurtkę odwiesiłem do szafy.
- Cześć! - krzyknąłem w głąb domu, chociaż wiedziałem, że nikt mi nie odpowie.
Oboje pewnie jeszcze nie wrócili z pracy. Nie myliłem się. Dom był cichy i pusty. Jak zwykle.
Skierowałem się do mojego pokoju znajdującego się na samym końcu długiego korytarza. Otworzyłem drzwi i znalazłem się w innym świecie.
Pokój był nie za wielki, ale też nie za mały. Taki w sam raz. Ściany były pomalowane na biało. Wszędzie gdzie tylko się dało wisiały plakaty The GazettE. Po prawej stronie drzwi stało łóżko, a obok niego ogromny, nowocześnie wyglądający regał zapełniony książkami. Na przeciw drzwi stało biurko, a nad nim było okno. Pomiędzy biurkiem, a regałem stała szafa. Cała podłoga była zawalona ubraniami, butelkami po wodzie i książkami.
Nie zważając na nic wyjąłem z torby "Łzę" i rzuciłem się na łóżko.
ZAJRZYJ DO POSŁOWIA! głosił napis na samym początku książki. Przerzuciłem strony i zacząłem czytać posłowie.
Chciałabym zagrać z moimi czytelnikami w grę. W każdym rozdziale ukryta jest wskazówka. Jeśli komuś uda się odkryć je wszystkie znajdzie informację potrzebną do odnalezienia mnie. Powodzenia!
Te cztery zdania odmieniły wszystko.
Prolog
Pusta kartka papieru leżąca na biurku przede mną. W dłoni białe obgryzione pióro. W głowie brak pomysłu. A termin już jutro.
Kropla niebieskiego atramentu spłynęła po stalówce i bezdźwięcznie kapnęła na białą kartkę zostawiając na niej niebieski ślad. Skojarzył mi się on z łzą.
- Łza! Łza! - wykrzyknęłam na głos.
Zaczęłam szybko pisać na kartce. Nim się spostrzegłam obok mnie leżał już spory stosik kartek. Uśmiechnęłam się, kto by się spodziewał, że kropla atramentu przyniesie taką inspirację. Odpaliłam komputer stojący na stole i w czasie, gdy się włączał zrobiłam zdjęcia wszystkich kartek. Ekran komputera zajaśniał żądając hasła dostępu. Bez namysłu wklepałam kod, na co komputer wydał z siebie dźwięk potwierdzający poprawność hasła. Od razu uruchomiłam pocztę i zaczęłam pisać maila do wydawnictwa dodając w załącznikach zdjęcia kartek.
Kropla niebieskiego atramentu spłynęła po stalówce i bezdźwięcznie kapnęła na białą kartkę zostawiając na niej niebieski ślad. Skojarzył mi się on z łzą.
- Łza! Łza! - wykrzyknęłam na głos.
Zaczęłam szybko pisać na kartce. Nim się spostrzegłam obok mnie leżał już spory stosik kartek. Uśmiechnęłam się, kto by się spodziewał, że kropla atramentu przyniesie taką inspirację. Odpaliłam komputer stojący na stole i w czasie, gdy się włączał zrobiłam zdjęcia wszystkich kartek. Ekran komputera zajaśniał żądając hasła dostępu. Bez namysłu wklepałam kod, na co komputer wydał z siebie dźwięk potwierdzający poprawność hasła. Od razu uruchomiłam pocztę i zaczęłam pisać maila do wydawnictwa dodając w załącznikach zdjęcia kartek.
13.03.2015
Drogie wydawnictwo!
Wiem, że termin dopiero jutro, ale w załącznikach przesyłam nowy rozdział. Dołączcie go do reszty i możecie wydać jako książkę. Ale przed tym mam do Was prośbę. "Chciałabym zagrać z moimi czytelnikami w grę. W każdym rozdziale ukryta jest wskazówka. Jeśli komuś uda się odkryć je wszystkie znajdzie informację potrzebną do odnalezienia mnie. Powodzenia!" - umieśćcie to gdzieś w książce.
~Miyuki
Z westchnięciem kliknęłam "Wyślij". Ile to ja się namęczyłam żeby w każdym rozdziale ukryć wskazówki. Mam tylko nadzieję, że nie odnajdą ich zbyt szybko, ani, że nie zajmie im to lat...
6! ^^
Witam wszystkich. Oficjalnie obwieszczam, że 17 marca roku pańskiego 2015 otwieram tego bloga. W momencie, kiedy to piszę jest 16:13. W każdym bądź razie zaczynam. Kolejnego bloga. Ale mam na niego suuuper pomysł. Szykujcie się lepiej ^^
~Z pozdrowieniami Mixi
Subskrybuj:
Posty (Atom)